Saturday 26 October 2013

Księżniczka na ziarnku grochu - Zupa z groszku

Chciałabym opowiedzieć Wam jakąś ładną historię, ale w mojej głowie zapanowała mega pustka. Nawet jak się czasem przypałęta jakaś malutka sensowna myśl, to tylko się biedna obija po kątach i miejsca sobie nie potrafi znaleźć. Ogólny marazm mnie ogarnął. Jest sobie taki nijaki moment w roku między latem a świętami, właśnie teraz i przez jeszcze około miesiąc, nikomu do niczego nie potrzebny i tylko życie uprzykrza. Bo przecież już nie lato, zimno się zrobiło, ciemno jak rano wychodzę do pracy, za chwilę już będzie też ciemno jak wracam. Ale też jeszcze nie zima. Na świąteczne stoiska na German Markecie trzeba jeszcze miesiąc poczekać, w sklepach niby przebłyski bożonarodzeniowe pojawiały się już w sierpniu, ale na dobre rozpanoszą się za dwa, trzy tygodnie. Ja sama uparcie trwam w przekonaniu, że święta zaczynają się w grudniu i wtedy dopiero pozwalam przedświątecznej gorączce zupełnie się opanować. Poddaję się jej z nieukrywaną przyjemnością i nawet te dzikie tłumy ludzi z naręczami siat, siatek, siateczek i paczek, oszalałe żądzą zakupienia jak największej ilości wszystkiego, mają swój urok. Ale jak już ten czas nadejdzie, to więcej Wam o nim opowiem. A dzisiaj - niechcemisizm jesienny w pełnej krasie.

Sięgnęłam ostatnio po raz tysięczny po tom baśni Andersena. Z nostalgii za domem i beztroską dzieciństwa, kiedy nikt nie kazał mi przyjaźnić się najpierw z piątą rano a potem jeszcze z czterdziestominutową wycieczką autobusem, zanim mój pracowniczy identyfikator wpuści mnie do budynku i piknie cichutkie dzień dobry obwieszczająć, że od tej pory, za tą niewypowiedzianą tesknotę za łóżkiem i nieposkromioną potrzebę picia hektolitrów kawy, przynajmniej dostaję pieniążki.

Podobnie jak w historii grimmowskiego Kopciuszka, mamy u Andersena bohaterkę, która ewidentnie potrzebuje pomocy, bo nie ma dziewczyna pojęcia co robić z warzywami. W tym przypadku bezimiennej księżniczce sen z oczu spędza niepozorny zielony groszek. Jak zawsze zwarta i gotowa służę radą - z groszku znacznie więcej pożytku będzie w kuchni niż w sypialni, ugotujmy zatem zupę!




Zupa z zielonego groszku 



Składniki:

1 mała cebula (posiekana w drobną kosteczkę)
1 ząbek czosnku (zmiażdżony lub drobno posiekany)
650g mrożonego groszku
750ml bulionu warzywnego z kostki
oliwa
bekon lub boczek
sól, pieprz



Przygotowanie:

  1. Podgrzewamy odrobinę oleju na patelni, dodajemy cebulę i delikatnie podsmażamy przez ok. 5min. Dodajemy czosnek i smażymy jeszcze przez minutę.
  2. W garnku mieszamy bulion, 3/4 groszku i podsmażoną cebulę. Doprowadzamy do wrzenia i gotujemy ok 15min. Odstawiamy do ostygnięcia.
  3. Gdy zupa trochę przestygnie, miksujemy na jednolity krem, dodajemy resztę groszku i jeszcze raz zagotowujemy. Gotujemy kilka minut aż groszek dodany w całości zmięknie. Doprawiamy do smaku jeśli jest taka potrzeba.
  4. Zupę podajemy z podsmażonymi paskami bekonu / boczku.





Smacznego!





2 comments:

  1. Bardzo dawno nie jadłam zupy z groszku. Muszę to nadrobić i sprawdzić, czy mojej córce, która wybitnie nie lubi tych zielonych kulek, taki krem posmakuje :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Możesz pominąć dodawnie groszku w całości na koniec, żeby się przypadkiem nie natknęła na żadną 'zieloną kulkę' ;) zupa jest słodziutka i ma niesamowicie zielony kolor, więc mam nadzieję, że zainteresuje nawet groszkowego niejadka :)

      Delete