Monday 30 December 2013

Wielki Gatsby

Święta, święta i po... przeprowadzce. Już nawet nie muszę noworocznie postanawiać, że zapiszę się na siłownię, bo przenosząc całe moje życie z trzeciego piętra kamienicy na... trzecie piętro w innej kamienicy, odrobiłam roczny przydział fitnessu z nawiązką ;)
Teraz pozostaje tylko rozsiąść się wygodnie na kanapie w salonie i sączyć drinki w promieniach słońca... ( no dobra, żarcik, w Szkocji nie ma słońca). A tak całkiem serio, mój nowy dom jest taki wspaniały, że słońce wprosiło się w gości na całą niedzielę. Nie chciałam go wystraszyć, bo o tej porze roku bywa wyjątkowo płochliwe, więc tylko leżałam pod kocykiem i czytałam książkę. Piłam też drinki, bo jak już pod koniec grudnia odwiedza Cię w salonie taki wyjątkowy gość, to nie sposób tego nie uczcić. A przy okazji zbliża się Sylwester, więc postanowiłam podrzucić Wam kilka pomysłów. Świętujmy zatem na miarę Gatsby'ego, popijając najpopularniejsze drinki z czasów prohibicji.



Mint Julep




“Open the whisky, Tom,' she ordered, 'and I'll make you a mint julep. Then you won't seem so stupid to yourself... Look at the mint!”



Składniki:

świeża mięta
bourbon
kruszony lód
woda niegazowana
cukier puder


Przygotowanie:

Drobno siekamy miętę, mieszamy w szklance z odrobiną wody i 1łyżeczką cukru pudru. Dolewamy bourbon (2,5 oz czyli ok 70ml na porcję) i uzupełniamy kruszonym lodem.







Gin Rickey

Podobno był to ulubiony drink Fitzgeralda a do tego jest jednym z tylko dwóch wspomnianych dosłownie w całej książce. Bohaterowie piją go w upalny dzień - najgorętszy tamtego lata.



"Tom returns preceding four gin rickeys that clicked full of ice. Gatsby took up his drink. 'They certainly look cool,' [Gatsby] said with visible tension. We drank in long, greedy swallows"



Składniki:

gin
woda gazowana
limonka
opcjonalnie kruszony lód


Przygotowanie:

Do szklanki wlewamy sok z połowy limonki i gin (40ml na porcję), uzupełniamy wodą gazowaną. Ja lubię bardzo zimne drinki, więc dodaję też kruszony lód (sprawdzi się także w upalne letnie dni w przyszłości). Wrzucamy dodatkowo ćwiartkę limonki.




Champagne Cocktail




'In his blue gardens men and girls came and went like moths among the whisperings and the champagne and the stars'



Przyjęcia Gatsby'ego nie byłyby takie same bez szampana. Tak samo jak nie byłoby bez niego Sylwestra. Klasyczny koktajl to nasączona bittersem kostka cukru w kieliszku szampana, ale na cześć organizatora tak wspaniałych imprez dodałam mu trochę więcej magii. Kostkę nasączyłam zielonym barwnikiem spożywczym dla uczczenia zielonego światła na przystani, symbolizującego marzenie głównego bohatera, które mimo, że zdawało się być w zasięgu ręki, było zupełnie nieosiągalne.



Składniki:

szampan
cukier w kostkach
zielony barwnik spożywczy


Przygotowanie:

Kostkę cukru kładziemy na łyżeczce, nasączamy barwnikiem (jeżeli jest zbyt gęsty można rozcieńczyć go odrobiną wody lub soku z cytryny. Mój ma konsystencję pasty, więc tak zrobiłam) i wrzucamy do schłodzonego kieliszka. Zalewamy szampanem. Kostka cukru ma tu zasadnicze znaczenie, nie chodzi o slodycz, a o bąbelki, które będzie tworzyć powoli się rozpuszczając. Nie uzyskamy tego efektu przy użyciu granulowanego cukru.





Życzę Wam szampańskiej zabawy w  Noc Sylwestrową i mnóstwa szczęścia i radości w Nowym Roku. No i oczywiście samych pysznych książek do czytania!

Do zobaczenia w 2014!






Sunday 15 December 2013

Orzechowe placuszki Hyzia Dyzia i Zyzia

W dzieciństwie tata nagrywał mi bajki Disney'a, takie stare, klasyczne, na kasety vhs. I oglądałam je sobie potem bez przerwy, w nieskończoność, i nigdy mi się nie znudziły.Upodobałam sobie szczególnie dwie: pluto i żółwika i Kaczora Donalda z wiewiórkami . Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia, dwadzieścia kilka lat temu, mój tata wraca do domu z paczuszką małych żółtych ziarenek. Nie wiem co to, dlatczego to przyniosłeś, co z tym będziesz robić? 'Zrobimy sobie taki sam popcorn jak ten w bajce. Będzie wybuchać i zamieniać się w białe kulki do jedzenia'. Strzelała sobie ta kukurydza w garnku pod przykrywką, po domu roznosił się zapach popcornu, a ja od tamtego dnia nie potrafię przejść obok niego obojętnie. 



Pooglądajcie sobie jeśli tęsknicie czasem za klasyczną animacją.




A potem pojawiła się w moim życiu pierwsza książka kucharska. Moja własna. I też nie byle jaka. Potrawy przygotowuje sam Donald i jego  najbliżsi. Przejrzałam ją ostatnio w poszukiwaniu inspiracji i okazuje się, że całkiem sporo rzeczy z niej przygotowaliśmy.
Te placuszki były pierwsze i najdokładniej pamiętam ich pieczenie, więc postanowiłam zrobić je jeszcze raz. Przy okazji przepisy są super proste, bo cała książka przeznaczona jest dla dzieci i ma za zadanie zaangażować je w jak największą część procesu przygotowywania potrawy.




Orzechowe placuszki Hyzia, Dyzia i Zyzia


Składniki:
2jajka
85g cukru
60g mąki
50g łuskanych orzechów laskowych


Przygotowane:
  1. Wbij jajka do miski i ubij lekko trzepaczką.
  2. Dodaj cukier i ubijaj tak długo, aż kryształki staną się niewidoczne.
  3. Wsyp mąkę i wymieszaj ją z masą jajeczną.
  4. Rozgrzej piekarnik do 200stopni.
  5. Na desce do krojenia posiekaj nożem orzechy. Dodaj do ciasta i dobrze wymieszaj.
  6. Blachę do pieczenia wyłóż pergaminem. Małą łyżeczką nakładaj niewielkie porcje ciasta. Kładź je daleko od siebie tak, żeby ciasteczka nie skleiły się podczas pieczenia.
  7. Ciasteczka piecz do momentu, aż zrobią się jasnobrązowe (6-7min)
  8. Po upieczeniu zdejmuj placuszki łopatką, kładź na metalową kratkę, aby wystygły. Po wystygnięciu przełóż do pudełka.








Smacznego!

Sunday 8 December 2013

Wesołe Przedszkole - Szyszki

Pojechałam sobie na wakacje do domu i znalazłam na dnie szafy to cudo. 'Wesołe Przedszkole' Marii Kownackiej to zbiór opowiadań o dzieciach, lalkach, misiach i Plastusiu w pewnym przedszkolu. Jedna z historii opowiada o leśnej wróżce, która wyczarowała lalkom niezwykłą przekąskę na bal.




"Jary - mary - leśne czary - zmieńmy je w cukierki! I zaczęła dziwny taniec, jak świerszczyki na polanie:
Fiszki - ciszki - leśne myszki.
Niech zamienią się te szyszki -
W szyszkowe iryski! 
Patrzą lale - cuda!...cuda!...
Leśnej wróżce czar się udał!
Szyszkowe iryski smakują wspaniale! - wyprawiły lale dzieciom bal nad bale."


Autorka podaje nam też przepis na szyszkowe słodkości. Pamiętam, że w dzieciństwie robiłyśmy je z mamą właśnie po przeczytaniu książki i nie jadłam ich już wieki całe, postanowiłam więc przypomnieć sobie jak smakują :)



Czarodziejskie szyszeczki


Składniki:

150g krówek
150g masy krówkowej
150g masła
1 łyżka kakao
1 torebka dętego ryżu











Przygotowanie:

  1. Ryż delikatnie przyrumieniamy na patelni bez tłuszczu.
  2. Roztapiamy w rondelku krówki, masę toffi, masło i łyżkę kakao.
  3. Gdy uzyskamy jednolitą masę, łączymy z rumianym ryżem i szybko mieszamy.
  4. Ciepłą masę nabieramy w dłonie, szybko formujemy 'szyszeczki' i układamy na talerzyku. Odstawiamy w chłodne miejsce na godzinę, do ostygnięcia.






Smacznego!


Saturday 23 November 2013

W Pierścieniu Ognia (Hunger Games) - Uczta na Kapitolu

Nie umiałam się zdecydować na jedną rzecz w tym przypadku. Opis też stanowi całość, więc bez sensu byłoby rozwalanie go i przygotowanie tylko cząstki. Do tego uczta odbywa się na Kapitolu, który jest pełen przepychu, wymyślnych strojów, potraw i posiłków. Postanowiłam więc przygotować wszystkie elementy uczty, którą opisuje Katniss co wyraźnie zaznacza granicę między jakością życia w dystrykcie 13 (Kozi ser), a właśnie Kapitolem.

'The meal's subdued. So subdued, in fact, that there are long periods of silence relieved only by the removal of old dishes and presentation of new ones. A cold soup of pureed vegetables. Fish cakes with creamy lime paste. Those little birds filled with orange sauce, with wild rice and watercress. Chocolate custard dotted with cherries.'

Tak mnie zafascynował ten opis, że udałam się kiedyś do pewnego sklepu znanego nam wszystkim z tłumów 'klientów' okupujących każdą nadającą się do siedzenia powierzchnię, poczytujących na boku za darmoszkę. I znalazłam sobie i Wam również tłumaczenie tego fragmentu. Mamy tu zatem  zimną zupę krem z warzyw, placki rybne z gęstym sosem limonkowym i krem czekoladowy upstrzony wiśniami. Jedyną znaczącą różnicę stanowią bliżej nieokreślone małe ptaszki, które w oryginale wypełnione są sosem pomarańczowym i podawane z dzikim ryżem i rukwią wodną, a w polskiej wersji znalazłam jedynie fragment mówiący, że zjada się je razem z kosteczkami. Ale całości nie przeczytałam, więc jeśli wiecie coś więcej na ten temat, z chęcią się dowiem i ja :)

Zabierajmy się więc do roboty!




Zimna zupa krem z kalafiora i ziemniaków

Skorzystałam z przepisu, który znalazłam w upolowanej niedawno książce Rachel Khoo 'Little Paris Kitchen'




Składniki:  (na 3-4 porcje)

300g kalafiora
200g ziemniaków
500ml bulionu warzywnego z kostki
200ml tłustego mleka
2 łyżki śmietany
1 łyżka masła
1 szalotka
sól, pieprz






Przygotowanie:

  1. Kalafiory dzielimy na małe cząstki, ziemniaki obieramy i kroimy w sporą kostkę, cebulkę siekamy. Smażymy delikatnie na maśle przez 5 minut, dodajemy bulion i gotujemy aż ziemniaki i kalafior zmiękną (około 20minut).
  2. Odstawiamy do przestygnięcia, po czym mieszamy z mlekiem i śmietaną a następnie miksujemy na jednolitą masę. Doprawiamy do smaku.
  3. Chłodzimy zupę w lodówce przez co najmniej cztery godziny, a najlepiej całą noc. 
  4. Przed podaniem zupy na zimno sprawdźmy jeszcze raz czy jest dobrze doprawiona. 










Placki rybne z sosem limonkowym


Składniki:


500g ziemniaków
300g filetów z ryby, ja użyłam pangi
179g mrożonego groszku
trochę mąki
olej do smażenia

pół limonki (sok+skórka)
1/2 zielonej papryczki chilli
3 łyżki majonezu










Przygotowanie:

  1. Ziemniaki gotujemy w osolonej wodzie do miękkości, pięć minut przed końcem dodając do nich groszek. W tym samym czasie pieczemy lub gotujemy na parze filety rybne.
  2. Odsączamy ziemniaki i groszek, robimy z nich puree na koniec dodając rozdrobnioną rybę i doprawiając do smaku.
  3. Kształtujemy osiem placuszków (dłonie obsypane mąką pomogą uniknąć zbytniego klejenia się placków), które przed smażeniem obtaczamy lekko w mące.
  4. Smażymy na rozgrzanej patelni z olejem, kilka minut z każdej strony aż ładnie się zarumienią i zrobią chrupiące, odwracając tylko raz (są dosyć delikatne i mogą się nam rozpadać przy wielokrotnym przekładaniu).
  5. Z limonki wcześniej sparzonej wrzątkiem ścieramy skórkę i wyciskamy sok, siekamy chilli, mieszamy wszystko z majonezem. Podajemy jako sos do rybnych placuszków. Jako osobne danie najlepiej podawać je z mieszanką sałat.














Drób w sosie pomarańczowym z dzikim ryżem i rukwią wodną

Chciałam zrobić coś malutkiego, żeby pozostać jak najbliżej opisu z książki. Udało mi się dostać w sklepie małą kurkę. Znane w Wielkiej Brytanii pod nazwą Poussin ptaszki to po prostu małe kurczaki, nie starsze niż 28 dni i ważące 400-450g. Taka ciekawostka i fajnie wygląda na talerzu jako całość, ale zapewnia jedynie dwie niewielkie porcje. Rukiew wodna też może stanowić problem, mi udało się znaleźć mieszankę sałat, w której była też rukiew. W smaku jest bardzo podobna do rukoli, jedynie troszkę mniej pikantna, dlatego rukola też tu będzie świetnie pasować. Zakochałam się za to w sosie pomarańczowym, który świetnie pasuje do wszelkiego rodzaju drobiu.





Składniki:

Mięso drobiowe (całość lub filety)
250g dzikiego ryżu
2 pomarańcze
1 szalotka
200g marmolady pomarańczowej
2 łyżki śmietanki kremówki
1 łyżka mąki ziemniaczanej rozpuszczona w 1 łyżce ciepłej wody
mieszanka sałat z rukwią wodną lub rukolą
sół, pieprz












Przygotowanie:
  1. Drób smarujemy lekko oliwą, oprószamy solą i pieprzem i obkładamy plasterkami z jednej pomarańczy. Pieczemy zawinięty w folię aluminiową w temperaturze 180 stopni (czas zależny od tego, czy mamy np całego kurczaka, czy jedynie filety).
  2. Przygotowujemy sos: cebulkę drobno siekamy, lekko podsmażamy w garnku na odrobinie masła ze szczyptą soli. Dodajemy sok wyciśnięty z jednej pomarańczy (plus ewentualnie odrobinę otartej skórki) i marmoladę. Gotujemy na niewielkim ogniu aż marmolada się rozpuści. Dodajemy śmietankę i mąkę ziemniaczaną rozpuszczoną w ciepłej wodzie. Gotujemy jeszcze kilka minut aż sos zgęstnieje.
  3. Ryż zalewamy 900ml wrzącej wody, przykrywamy i gotujemy na niewielkim ogniu przez 45-50 minut aż ziarenka popękają. Zdejmujemy z palnika i trzymamy pod przykryciem kolejne pięć minut. odsączamy, możemy wymieszać z odrobiną masła. Ugotowany dziki ryż dobrze się mrozi, dlatego wszelkie resztki możemy zamrozić na przyszłość.
  4. Drób podajemy polany gorącym sosem pomarańczowym z ugotowanym ryżem i mieszanką sałat.









Krem czekoladowy z wiśniami

Przepis pożyczony od Nigelli, bo jej desery rozwalają system. Takie małe grzeszki, które czasem po prostu trzeba popełnić.







Składniki:


250ml tłustego mleka
125ml śmietanki kremówki (30%)
60gram cukru
35gram niesłodzonego kakao
1 łyżka mąki kukurydzianej
2 łyżki wrzącej wody
2 duże żółtka
1 gorzka czekolada
mrożone wiśnie lub wiśniowa frużelina






Przygotowanie:


  1. W garnku podgrzewamy razem mleko ze śmietanką.
  2. W drugim garnku  mieszamy ze sobą mąkę kukurydzianą, cukier i przesiane kakao, dodajemy dwie łyżki wrzącej wody i mieszamy dokładnie do uzyskania jednolitej pasty. 
  3. Do kakaowej masy wbijamy i dokładnie mieszamy żółtka, po jednym na raz, a następnie ciepłe mleko ze śmietanką.
  4. Podgrzewamy na niewielkim gazie ciągle mieszając przez 3-4 minuty do uzyskania gęstej konsystencji, przypominającej mniej więcej gęstość majonezu. 
  5. Zdejmujemy z palnika i wrzucamy połamaną na drobne kawałki czekoladę, mieszamy do jej rozpuszczenia (można jeszcze delikatnie podgrzać, żeby wszystko się rozpuściło).
  6. Wypełniamy kremem małe miseczki lub filiżanki, pozostawiając miejsce na wiśnie / frużelinę.
  7. Deser możemy podawać od razu na gorąco lub po schłodzeniu w lodówce. Jeśli wolicie go na zimno, przed włożeniem do lodówki należy przykryć porcje folią tak, by dotykała ona całej powierzchni kremu. Unikniemy w ten sposób tworzenia się budyniowej 'skórki' na wierzchu.
  8. Podajemy z rozmrożonymi wiśniami lub frużeliną.








Smacznego!

 'I NIECH LOS ZAWSZE WAM SPRZYJA!'


Monday 18 November 2013

Breakfast at Tiffany's - Zjedz śniadanie

Od jakiegoś już czasu chciałam podjąć temat śniadania i nawiązać do książki, ale w ogóle nie wiedziałam z której strony do tego podejść. Posiłków w Śniadaniu u Tiffany'ego raczej nie znajdziemy. Główna bohaterka - Holly Golightly przesypia poranki, lecząc kaca po nocnych wojażach w towarzystwie zamożnych dojrzałych panów, którzy dbają o to, by nie musiała chodzić do pracy i mogła do woli wylegiwać się w łóżku. Samo tytułowe śniadanie jest jej obiektem pożądania wcale nie ze względu na możliwe walory smakowe. To miejsce ma tu zasadnicze znaczenie, a śniadanie jest tylko dodatkiem.

'Wreszcie odkryłam, co mi najbardziej pomaga: muszę wsiąść do taksówki i pojechać do Tiffany'ego. Tam od razu się uspokajam, to takie ciche  i dostojne miejsce. U Tiffany'ego nic ci nie grozi, nie ze strony tych uprzejmych sprzedawców w eleganckich garniturach i cudownego zapachu srebra i portfeli z wężowej skóry. Jeśli uda mi się znaleźć miejsce, gdzie będę się czuła jak u Tiffany'ego, kupię meble i nadam kotu imię.'

'Nadal chę być sobą, gdy obudzę się pewnego pięknego ranka i zjem śniadanie u Tiffany'ego.'

Nie jest dla niej właściwie ważne co zje, a jedynie gdzie będzie to miało miejsce. Sam prestiż najbardziej luksusowego salonu jubilerskiego w Nowym Jorku być może napełnia żołądek Holly, niestety nie napełni pustej głowy, ani nie wyleczy chorobliwej fascynacji portfelami grona podstarzałych adoratorów. Nie darzę tej postaci specjalną sympatią, z chęcią za to zasugerowałabym jej zjedzenie dobrego śniadania ;)

Bo śniadanie to jest bardzo poważna sprawa. Najważniejszy posiłek dnia, który zapewni nam energię i dobre samopoczucie na cały dzień. Dlatego też warto upewnić się, że to co jemy na śniadanie zawiera jak najwięcej wartości odżywczych i witamin, a do tego jest smaczne.

Przy okazji postanowiłam przyłączyć się do akcji i konkursu Tymbark - Szklanka soku do śniadania.




Mam dla Was dwie propozycje śniadania - wytrawną i na słodko. Proste i szybkie do przygotowania, w połączeniu ze szklanką 100% soku stanowią bombę witaminową i smakową, a do tego pokolorują ciemne i zimne poranki. Mi ta ciemność i zimność mocno doskwiera, dlatego zaczarowałam w moich śniadaniach trochę lata.

Do dzieła!


WYTRAWNIE:

Chleb pomidorowy z kremowym serkiem bazyliowym i szklanką soku pomidorowego





Zamknęłam w jednej kanapeczce esencję moich tegorocznych wakacji. Prawie dwa tygodnie podróżowania po Włoszech. A podróżowanie w tym przypadku równa się jedzeniu, bo kuchnia włoska jest u mnie w pierwszej trójce najwspanialszych wspaniałości świata. Przez miesiąc po powrocie jadłam bez przerwy melony z szynką parmeńską i rukolą, ale melony już się skończyły. Nie kończy się na szczęście bazylia w doniczce na parapecie, a i pomidorki nabierają z dnia na dzień większych rumieńców.





Składniki:


225g mąki pszennej
225g mąki żytniej chlebowej
7g suszonych drożdzy (1saszetka)
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka cukru
280ml soku pomidorowego 100% ( zwykły lub pikantny w zależności od upodobań)

Serek kremowy typu philadelphia
Świeża bazylia
Suszona bazylia






Przygotowanie:

  1. Mieszamy w misce wszystkie składniki chleba (z wyjątkiem serka i bazylii), zagniatamy przez około 5-7minut, przykrywamy ściereczką i odkładamy na godzinę w ciepłe miejsce do wyrośnięcia.
  2. Po upływie godziny jeszcze raz szybko zagniatamy, nadajemy ciastu kształt chleba i układamy na delikatnie naoliwionej blasze do pieczenia. Posypujemy wierzch suszoną bazylią.
  3. Nagrzewamy piekarnik do 210stopni, wkładamy chleb i pieczemy przez 15minut. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 180stopni i pieczemy kolejne 15minut (Upieczony chleb wydaje pusty dźwięk po uderzeniu od spodu). 
  4. Studzimy na metalowej kratce.
  5. Świeżą bazylię siekamy drobno i mieszamy z serkiem. Smarujemy serkiem kromki chleba.
Chleb i serek najlepiej przygotować poprzedniego popołudnia, by rano wstać na praktycznie już gotowe śniadanie :)










NA SŁODKO:

Pancakes na mleczku kokosowym z ananasowym karmelem i szklanką soku ananasowego.





Smak Pinacolady w śniadaniu (bez alkoholu rzecz jasna). Zamknijcie oczy i poczujcie się jakbyście sączyli pysznego drinka na leżaczku nad basenem.


Składniki:


200g mąki
200ml mleczka kokosowego
100ml mleka krowiego
1 jajko
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka cukru pudru
Ananas z puszki (pokrojony na drobne cząstki)
szczypta soli

2 łyżki cukru
50ml soku ananasowego 100%









Przygotowanie:

  1. W misce mieszamy mąkę, proszek do pieczenia, cukier puder i szczyptę soli. W osobnym naczyniu lekko ubijamy mleczko kokosowe, krowie mleko i jajko. Łączymy składniki i mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Na koniec dodajemy cząstki ananasa.
  2. Rozgrzewamy odrobinę oleju na patelni. Smażymy placuszki o średnicy około 6-7cm po 3 minuty z każdej strony.
  3. W międzyczasie rozpuszczamy cukier na małej patelni, zdejmujemy patelnię z kuchenki, dodajemy sok ananasowy i dokładnie mieszamy (uwaga gorące i strzela!) Aby składniki się dobrze połączyły, możemy delikatnie podgrzewać ciągle mieszając. Przelewamy do małego dzbanuszka i polewamy sosem gotowe placuszki.







Smacznego!  I zawsze pamiętajcie o 1 z 5 porcji warzyw, owoców lub soku na śniadanie! 



Sunday 17 November 2013

Kosogłos (Hunger Games) - Gulasz wołowy

Szybki pościk z trzeciej części trylogii. Trochę nie po kolei, ale ze względu na kinową premierę drugiej części w przyszłym tygodniu, zostawiłam Wam na koniec prawdziwą ucztę. A dzisiaj gulasz wołowy, który bohaterowie jedzą w dystrykcie 13.



' I'm starving and the stew is so delicious - beef, potatoes, turnips and onions in a thick gravy - that I have to force myself to slow down. All around the dining hall, you can feel the rejuvenating effect that a good meal can bring on. The way it can make people kinder, funnier, more optimistic, and remind them it's not a mistake to go on living. It's better than any medicine.'



Gulasz wołowy


Składniki:

1 łyżeczka soli
1/4 łyżeczki pieprzu
1/4 łyżeczki prapryki
500g wołowiny pokrojonej w kostkę
1 łyżka mąki
300ml wody
1 nieduża cebula
1łyżka koncentratu pomidorowego
1 kostka bulionu wołowego
2 ziemniaki
2 marchewki 
2 rzepy
3-4 gałązki świeżego tymianku
1 duży pomidor



Przygotowanie:

  1. Podsmażamy mięso do zbrązowienia na oliwie z mieszanką soli, pieprzu i papryki. Dodajemy wodę, tymianek (listki bez gałązek), cebulę, koncentrat pomidorowy i pokruszoną kostkę wołową. Dusimy pod przykryciem na wolnym ogniu przez 2 godziny.
  2. Dodajemy ziemniaki, marchewki, rzepy i pomidora pokrojone w kostkę, przykrywamy i znowu dusimy przez około godzinę aż warzywa i mięso będą miękkie. Około 10 minut przed końcem dodajemy mąkę i mieszamy dokładnie. Sos będzie teraz gęstniał i musimy uważać by się nie przypalił, mieszając dosyć często.
  3. Podajemy z pieczywem.




Smacznego!








    Saturday 9 November 2013

    Igrzyska Śmierci - Kozi ser

    Guilty Pleasures. Wszyscy je mamy. Film, książka, piosenka. Kochamy, mimo że czujemy że nie powinniśmy. I ja też mam moje - Hunger Games. Ekscytuję się nastolatkową fikcją. Dużo śmiechu było naokoło, a ja z tą swoją miłością obnosiłam się jak szalona, tak mnie zaślepiła. Ale jest też dużo symboliki i sporo mądrości w tym wszystkim. I jest nad czym pomyśleć. Trzeba tylko poszukać drugiego dna. Dlatego będę Igrzysk Śmierci zaciekle bronić.
     Zaczęło się zupełnie niewinnie. Wyprzedaż. Cała trylogia za sześć funtów. Kompleks posiadania przywieziony z kraju, w którym na taki zestaw trzeba poświęcić conajmniej dniówkę. Tutaj - minimalna godzinowa stawka. Po trzech latach nauczyłam się przynajmniej podjąć walkę, ale często jeszcze przegrywam. No bo jak mam nie kupić. Tylko dwa malutkie funciczki za jedną. Grzech nie brać. A potem leży to wszystko wszędzie, całe życie moje z poukładanymi w stosiki książkami i filmami, ubrania wypadają z szaf, talerze, miseczki, szklaneczki w każdym kącie. Do tego kolejne ciekawe zjawisko - jak już mam, to nie muszę się spieszyć z oglądaniem/czytaniem, przecież nie ucieknie. I odleżeć swoje musi. 
    Aż nadszedł ten dzień. Myślę sobie zobaczę, mówili, że przyzwoite, że prostym językiem pisane (wersja anglojęzyczna), zerknę. I zaczęło się. Wystarczyło kilka stron, a ja oszalałam. Nawet nie potrafię tego wytłumaczyć. Taka miłość do książki już dawno mi się nie przydarzyła. 
    Przyklejam się do pierwszej części. Gdzie Eliza, tam też książka. Nawet jeśli akurat nie czytam, to mam ją w zasięgu ręki. Noszę ją tak ze sobą wszędzie i w każdej wolnej chwili czytam, a jak nie czytam to napawam się tym, co już przeczytane. Bez zastanowienia sięgam po drugą, bo przecież muszę wiedzieć co dalej. Połykam na wakacjach w kilka dni.
    Ale co zrobić z trzecią. Nie mogę tak po prostu przeczytać. Przecież to już koniec, już nigdy nic więcej nie będzie. Jak zacznę, to już nie będzie odwrotu, a potem jest już tylko jedno zakończenie, które wszyscy znamy. Koniec serii i koniec sensu wszystkiego. I co ze sobą potem zrobić? Leży więc ten Kosogłos na nocnej szafce. Czasem już nie wytrzymuję, siadam, biorę go do ręki i tak z nim siedzę chwilę. Bo nie wiem czy to już właściwy moment, czy już mogę zacząć. Czasem go sobie otworzę i podkładam pod nos. Lubię drukarniany zapach nowych książek. Tak jak małe kurczaczkowo-mlecznie pachnące dzieci, młode książki pachną świeżą farbą i klejem. Takie jeszcze niedoświadczone, bez pozaginanych rogów i załamań na grzbiecie mają swój urok. I siedzę tak z tą książką odwlekając moment, który przecież musi kiedyś nastąpić.



    Tak, właśnie tak się skończyło ;)


    Czekam na film, bo mnie ciekawi. Po pierwszej części wiem, że nie oczekuję cudów. Są i będą wątki pominięte i wątki zmienione, albo te, które zupełnie inaczej wyglądały w mojej głowie, taki urok filmowych ekranizacji książek. Najbardziej jestem ciekawa jedzenia. Czy, i ile uwagi poświęci mu film.
    Suzanne Collins przywiązuje w książkach wielką wagę do jedzenia, poświęca mu wiele miejsca i nadaje symboliczne znaczenie. Kontrastu między jakością życia na Kapitolu a w najbiedniejszych dystryktach nie dałoby się lepiej wyrazić. Najbiedniejsi głodują, najbogatsi wręcz zasypywani są wymyślnymi daniami w niezliczonych ilościach.



    Zacznijmy od pierwszego tomu, czyli właśnie Igrzysk Śmierci. Młodsza siostra Katniss hoduje kozę, a z koziego mleka robi ser. Chciałam zachować jak najwięcej realizmu i nie pobiegłam do sklepu po gotowy kozi ser, ale nie posiadam obecnie żadnej kozy w ogródku, dlatego też kupiłam mleko, a ser zrobiłam zupełnie naturalną metodą. Pamiętajcie, że do wyrobu sera używamy tłustego mleka. Idealnie byłoby, gdyby udało się zdobyć świeże, ale ja użyłam pasteryzowanego i zadziałało. Nie wyszły mi co prawda jakieś szalone ilości tego sera, ale satysfakcja jest niesamowita i smak powalający.



    'On the table, under a wooden bowl to protect it from hungry rats and cats alike, sits a perfect little goat's cheese wrapped in basil leaves. Prim's gift to me on reaping day.'



    Ser Kozi


    Składniki:

    1litr tłustego koziego mleka
    sok z 1 cytryny
    sól morska
    Gaza, ściereczka tetrowa lub chusta serwowarska (dosyć grube, nie chcemy, by mleko tylko przelało się przez zbyt cienki materiał). 


    Przygotowanie:

    1. Mleko musimy podgrzać w garnku do temperatury 85C / 185F. Możecie zaryzykować i nie używać w tym celu termometru jeśli czujecie się pewnie. Zajmuje to ok 15min. Mleko będzie bliskie zagotowania, zaczną się pojawiać na nim maleńkie bąbelki. Jeśli chcecie w 100% pewnych rezultatów polecam jednak termometr.
    2. Gdy mleko osiągnie magiczną temperaturę, ściągamy garnek z palnika, wlewamy sok cytrynowy i mieszamy. Dajmy mu około minutę, aż zaczną pojawiać się niewielkie grudki. Nie oczekujcie, że waszym oczom ukaże się coś na kształt serka wiejskiego. Mleko zmieni swoją teksturę, ale nie będzie żadnej magii ;) Jeśli kompletnie nic się nie wydarzy, możemy użyć odrobinę więcej soku z cytryny, ale tylko kilka kropli.
    3. Durszlak wykładamy gazą, lub ściereczką z tetry, ważne jest, by warstwa była dosyć gruba, bo mleko jest bardzo wodniste. Wylewamy mleko na materiał, zbieramy boki i związujemy w tobołek, który przywiązujemy do drewnianej łyżki i wieszamy w poprzek nad głębokim garnkiem lub miską. Zostawiamy do odsączenia na ok. 1,5 godziny.
    4. Gotowy ser ma konsystencję podobną do sera ricotta. Doprawiamy go solą. Możemy dodawać do niego zioła świeże i suszone, suszone owoce - żurawinę, morele, czy posiekane orzechy.



    'Look what I shot. Gale holds up a loaf of bread with an arrow stuck in it, and I laugh. It's real bakery bread, not the flat, dense one we make from our grain rations. I take it in my hands, pull out the arrow, and hold the puncture in the crust to my nose, inhaling the fragrance that makes my mouth flood with saliva'

    Przepis na chlebek jest Tutaj.




    'Gale spreads the bread slices with the soft goat's cheese, carefully placing a basil leaf on each while I strip the bushes of their berries (...) The food's wonderful, with the cheese seeping into the warm bread and the berries bursting in our mouths.'



    A gdybyście mieli ochotę pobawić się w bazyliowe paczuszki:


    Im większe liście bazylii, tym łatwiej je zawinąć. Mi udało się zdobyć takie giganty ok 6cm długości. Ładnie wyglądają, ale jeśli chodzi o walory smakowe, to stanowczo wybieram domową bazylię na chlebku posmarowanym kozim serem.




    Smacznego!



    Sunday 27 October 2013

    Calineczka - Warzywne łódeczki

    Kiedy natknęłam się po raz pierwszy na zdjęcie tak zaserwowanej warzywnej sałatki, od razu na myśl przyszła mi Calineczka. Porwana ze swojego domu przez ropuchy była początkowo uwięziona na liściu lilii wodnej, z którego nie miała jak się wydostać, bo wysunięty był najdalej ze wszystkich i otoczony z każdej strony wodą. Ostatecznie pomogły jej małe rybki, które przegryzły łodygę liścia, dzięki czemu odpłynął on z biegiem strumienia niosąc ze sobą Calineczkę.

    'Calineczka przepływała obok różnych okolic, a małe ptaszki siadały w krzakach, patrzały na nią i śpiewały. Liść razem z nią płynął coraz dalej i dalej; w ten sposób powędrowała Calineczka za granicę.'

    Absolutnie uwielbiam pięknie podane dania, zwłaszcza te najprostsze, których nigdy nie podejrzewalibyśmy o to, że mogą tak bajecznie wyglądać. Dlatego też postanowiłam, pomimo maminych przestrog z dzieciństwa ('nie baw się jedzeniem!'), stworzyć takie małe cudeńko. 

    Sami popatrzcie:




    Szczerze mówiąc bałam się, że będzie dużo trudniej niż rzeczywiście było. Tak naprawdę najgorszy jest marchewkowy żagiel - plasterek musi być na tyle cienki, by łatwo się wyginał, ale musi być też wystarczająco długi i równomiernie wycięty, by nie wyglądał jakby miał za sobą podróż przez Trójkąt Bermudzki. Użyłam w tym celu łopatki do krojenia sera - marchewkę obrałam, obcięłam górną i dolną część pozostwiając tylko odpowiedniej długości środek o w miarę jednolitej grubości. Przekroiłam tak przygotowany kawałek przez środek, by uzyskać prostą powierzchnię i od tej powierzchni dopiero cięłam plasterek wspomnianą łopatką. Za trzecim razem wyszedł na tyle sensowny, by można było go użyć :)

    Do ukształtowania sałatki użyłam zwykłej okrągłej wycinaczki do ciasteczek o średnicy nieco większej niż długość jajka. Kładziemy ją na talerzu, nakładamy do środka sałatkę i ugniatamy łyżką tak, by wypełnić wolne przestrzenie. Dokładamy tyle sałatki, by uzyskać żądaną wysokość, wyrównujemy powierzchnię.

    Na wierzch połowa jajka, marchewkowy żagielek na wykałaczce, listek bazylii i groszek na czubek. Ot, cała filozofia. A jak pięknie :)


    Sałatka warzywna


    Składniki:

    3 Marchewki
    3 Ziemniaki
    1 Pietruszka
    2 Jabłka
    2-3 Ogórki kiszone
    3 Jajka
    ewentualnie 1 puszka groszku lub kukurydzy
    sól, pieprz, śmietana 18%, majonez (1 łyżka), musztarda (1 łyżeczka)


    Przygotowanie:
    1. Ziemniaki, marchewki i pietruszkę gotujemy, po czym kroimy w kosteczkę, dodajemy pokrojone w kosteczkę jabłka i ogórki kiszone, kukurydzę i groszek (jeśli używamy). Jajka gotujemy na twardo. W normalnych warunkach kroimy w kostkę i dodajemy do reszty składników, w przypadku łódeczek kroimy na pół i podajemy na wierzchu sałatki.
    2. Mieszamy śmietanę z majonezem i musztardą, doprawiamy do smaku solą i pieprzem, ew. odrobiną cukru i mieszamy z warzywami.
    3. Zarówno proporcje jak i same składniki możemy dowolnie modyfikować w zależności od tego co i w jakiej ilości lubimy.







    Smacznego!