Saturday 28 September 2013

Połów łososia w Jemenie (Salmon fishing in the Yemen) - Paul Torday

Właśnie kończę czytać. Ładna i miła lektura na weekend. O wierze w to, co niemożliwe, o upartym dążeniu do celu, o relacjach międzyludzkich, o emocjach.
Nie rzuciła mnie na kolana, ale jest bardzo sympatyczna. Dobrze się czyta. Ciekawa ze względu na formę - składa się z listów, maili, notatek, zapisek z pamiętnika, artykułów z gazet, wywiadów. Chwilę zajmuje przyzwyczajenie się do takiego zlepka skrawków informacji, ale ostatecznie bez problemu sam czytający buduje sobie w głowie całą otoczkę i wyobrażenie o sytuacji i wydarzeniach jakie są mu tym sposobem przedstawiane. Nie ma tam potraw, które mogłabym bezpośrednio z książki „wyjąć” i zrealizować w kuchni. Ale głównym bohaterem jest tu łosoś, którego szczerze uwielbiam w każdej formie, więc pomyślałam że z tej okazji uda mi się przemycić na bloga jakieś łososiowe pyszności.
Jest jeszcze Szkocja w tle wydarzeń, której kawałeczek można nawet zobaczyć w filmie zrealizowanym w oparciu o książkę, a to trochę zdobywa moje serce za każdym razem ;)

Zapraszam zatem dzisiaj na łososiowe burgery.


Burgery z łososia



Składniki:

2 filety z łososia pokrojone na drobne kawałki
3 łyżki sosu tatarskiego
sok i skórka z połowy limonki 
25g bułki tartej 
1 łyżka majonezu
2 bułki (białe pieczywo np. typu ciabatta)
kilka liści sałaty, plasterki ogórka, pomidora i czerwonej cebuli
sól, pieprz
olej do smażenia




Przygotowanie:
  1.  Miksujemy łososia ze skórką z limonki i 1 łyżką sosu tatarskiego na jednolitą masę. Następnie przyprawiamy i mieszamy z bułką tartą. Z tak przygotowanej masy formujemy burgery (w zależności od tego jakiej wielkości mamy bułki - 2-3 sztuki)
  2. Na patelni rozgrzewamy odrobinę oleju, smażymy burgery po 4-5 minut z każdej strony aż ładnie się zarumienią. W tym samym czasie podpiekamy bułki w piekarniku aby były ciepłe i chrupiące.
  3. Przygotowujemy sos mieszając pozostałą część sosu tatarskiego z majonezem i sokiem z limonki.
  4. Serwujemy burgery w bułce z pomidorem, ogórkiem, cebulką i sosem.


 











 Smacznego!



Saturday 21 September 2013

Pan Tadeusz - Kawa

Tadzik i ja zapraszamy na kawę.

Kawa jest nieodłącznym elementem mojego życia, postanowiłam więc poświęcić jej moment. Kiedyś, rozpuszczalna z mlekiem, towarzyszyła mi na przemian z wszelkiego rodzaju "energy drinkami" wyłącznie w celu przeżycia sesji. I nie iskrzyło wtedy za bardzo między nami. Aż nadszedł dzień, o zgrozo dopiero całkiem niedawno, w którym odkryłam kawę mieloną. Od tamtej pory związek nasz kwitnie, jesteśmy nierozłączne, miłość bezwarunkowa po prostu. Kawę piję żeby przetrwać dzień i nie zasnąć na stojąco ale jednocześnie uwielbiam jej smak. Niesłodzona z odrobiną mleka. W dni robocze to codzienny poranny rutuał. Pierwsza czynność po przebudzeniu to zaparzenie kawy. Weekend to inna historia. Sobotnia poranna kawa z przyjaciółką na skypie w pasujących kubkach z Nightmare Before Christmas. Niedzielna południowa kawa na sofie w salonie z Lolnikiem, przy dźwiękach z nastolatkowych telewizyjnych programów muzycznych. Sielanka przerywana coraz to napadem szału w poszukiwaniu pilota bo akurat puszczają Blurred Lines albo Wake Me Up i trzeba podgłośnić i śpiewać i tańczyć. Albo błogie sam na sam z książką i filiżanką kawy. I jak tu jej nie kochać?
Od czasu do czasu, a dokładniej raz do roku, w okresie od grudnia do wyczerpania zapasów, urozmaicam sobie życie smakami nie z tej ziemi, w które zaopatruję się na edynburskim German Markecie. Jest tam co roku takie stoisko z kawą. Można sobie kupić ziarna, ale jeśli nie masz młynka, wystarczy poprosić o mieloną i zrobią to za ciebie. Nie wiem jak oni to robią ale kawy smakują obłędnie, a smaków jest tysiąc. Od wódki wiśniowej, poprzez borówkową muffinę aż po orzech laskowy. Rum, czekolada, wanilia, cynamon, caffe latte, wódka, irish cream. Z całą moją niechęcią do zimy, jak tylko rozbiorą German Market w styczniu, ja już czekam na następny.

W Panu Tadeuszu jest za to kawa gotowana.

 "Różne też były dla dam i mężczyzn potrawy:
Tu roznoszono tace z całą służbą kawy,
Tace ogromne, w kwiaty ślicznie malowane,
Na nich kurzące wonnie imbryki blaszane
I z porcelany saskiej złote filiżanki,
Przy każdej garnuszeczek mały do śmietanki.
Takiej kawy jak w Polszcze nie ma w żadnym kraju:
W Polszcze, w domu porządnym, z dawnego zwyczaju,
Jest do robienia kawy osobna niewiasta,
Nazywa się kawiarka; ta sprowadza z miasta
Lub z wicin bierze ziarna w najlepszym gatunku,
I zna tajne sposoby gotowania trunku,
Który ma czarność węgla, przejrzystość bursztynu,
Zapach moki i gęstość miodowego płynu.
Wiadomo, czym dla kawy jest dobra śmietana;
Na wsi nie trudno o nię: bo kawiarka z rana,
Przystawiwszy imbryki, odwiedza mleczarnie
I sama lekko świeży nabiału kwiat garnie
Do każdej filiżanki w osobny garnuszek,
Aby każdą z nich ubrać w osobny kożuszek"

 Jeszcze takiej nie próbowałam, więc wyruszyłam na wycieczkę w czeluście internetu w poszukiwaniu wszelkich informacji na ten temat. Gotowana kawa jest delikatniejsza niż parzona. Z tej samej ilości łyżeczek mamy dużo słabszy napój, którego zadaniem jest rozgrzanie i pobudzenie organizmu od wewnątrz (głównie nerek). Jest polecana przy alergii, astmie, kaszlu, wspomaga przemianę materii, łagodzi bóle zmęczeniowe, migreny, jest dobrze tolerowana przez wrzodowców.
Moja kawa jest troszkę inna niż ta w książce, jakoś nie przemawia do mnie ta śmietana, za to uwielbiam wszelkie przyprawy, więc mam swoją wersję.


Kawa Gotowana
  
   Składniki:


2 łyżeczki mielonej kawy
1/2 łyżeczki mielonego cynamonu
1/2 łyżeczki mielonego kardamonu
2 goździki
1 łyżeczka miodu

















Przygotowanie:
  1. W szklanym lub emaliowanym garnuszku zagotowujemy 250ml wody.
  2. Do wrzącej wody dodajemy kawę, mieszamy, dodajemy cynamon, kardamon i goździki. Gotujemy mieszając na małym ogniu ok 2 minuty.
  3. Możemy poczekać aż fusy opadną albo też przelać kawę przez drobne siteczko. Słodzimy miodem ale dopiero gdy kawa przestygnie - w wysokiej temperaturze miód traci wszystkie swoje właściwości.


Kardamon, cynamon i goździki wzmagają rozgrzewające działanie gotowanej kawy ale zachęcam Was do zabawy smakami, bo możliwości jest mnóstwo. Świeży lub mielony imbir, pół łyżeczki niesłodzonego kakao, kurkuma, mięta a może wanilia?

Zapraszam też do dzielenia się doświadczeniami i wrażeniami smakowymi! :)








Monday 16 September 2013

Pan Tadeusz - Chołodziec Litewski

Połowa września już za nami, gorzkie łzy tęsknoty za wakacjami osychają na policzkach zrozpaczonych uczniów, a godziny przedpołudniowe zaczynają delikatnie jaśnieć światłem i powracają do grona tych, które nazywamy dniem a nie nocą.
Czasy wrześnowych powrotów do szkoły dawno mam za sobą. Nawet te październikowe bledną w pamięci z dnia na dzień pozostawiając tylko lekki niesmak za każdym razem, gdy kończy się urlop, z uczuciem, że kiedyśtam gdzieśtam chyba więcej tego wolnego było.
Dowód osobisty mi się właśnie przeterminował i taka to naszła mnie refleksja.

Tym, którzy podzielają mój ból przemijania proponuję sentymentalny powrót do przeszłości, a tym, którzy w tym bólu ciągle jeszcze żyć muszą chciałabym pokazać, że lektury nie muszą być takie złe. Mogą być nawet całkiem smakowite.

Taki Pan Tadeusz na przykład. Bardzo dorodna lektura, bohater niedawnej całkiem awantury medialnej, że niby usunięty z kanonu lektur szkolnych, że skandal. Ostatecznie wszystko się wyjaśniło, Pan Tadeusz ma się świetnie i nigdzie się nie wybiera.

Wracając do jedzenia. Jak oni tam jedli. Ochy i achy. Ale bym z nimi jadła. 
Ucztowanie i biesiady były w XVIII wieku stałym i bardzo istotnym elementem życia polskiej i litewskiej szlachty. Była to swego rodzaju forma utrzymywania kontaktów towarzyskich, okazja do spotkań, wymiany informacji o wydarzeniach w okolicy, sprawach politycznych regionu i kraju. Podczas uczt kojarzono pary małżeńskie, zawierano rodzinne i sąsiedzkie umowy, koalicje polityczne, załatwiano wiele spraw. 

Co się jadało?

"I wnet zaczęli wchodzić parami lokaje 
Roznoszący potrawy: barszcz królewskim zwany,
I rosół staropolski sztucznie gotowany,
Do którego pan Wojski z dziwnymi sekrety
Wrzucił kilka perełek i sztukę monety
(Taki rosół krew czyści i pokrzepia zdrowie);
Dalej inne potrawy, a któż je wypowie!
Kto zrozumie nie znane już za naszych czasów,
Te półmiski kontuzów, arkasów, blemasów,
Z ingrediencyjami, pomuchl, figatelów,
Cybetów, piżm, dragantów, pinelów, brunelów;
Owe ryby: łososie suche, dunajeckie,
Wyżyny i kawijary weneckie, tureckie,
Szczuki główne i szczuki podgłówne, łokietne,
Flądry i karpie ćwiki, i karpie szlachetne,
W końcu sekret kucharski: ryba niekrojona,
U głowy przysmażona, we środku pieczona,
A mająca potrawkę z sosem u ogona"

Bajka!

A ja na dziś wybrałam Chołodziec Litewski, czyli po prostu chłodnik.


Chołodziec Litewski 



   "Mężczyznom dano wódkę; wtenczas wszyscy siedli,
I chołodziec litewski milcząc żwawo jedli"
                                       





 Składniki:

200ml śmietany 18%
500ml kefiru
pęczek botwinki (3buraczki)
koperek
świeży ogórek
rzodkiewka
sól, pieprz, sok z cytryny
ugotowane jajka/
ziemniaki






















Przygotowanie:

  1. Dokładnie płuczemy buraczki i liście, obieramy buraczki i wszystko drobno kroimy.
  2. Wkładamy do garnka, podlewamy 0,5 litra wody i gotujemy aż ładnie zmiękną. Skrapiamy delikatnie sokiem z cytryny i odstawiamy do wystygnięcia.
  3. W tym czasie w osobnym garnku mieszamy kefir ze śmietaną i dodajemy pozostałe posiekane warzywa (ilość wedle uznania, ja użyłam ok 1/4 dużego ogórka, 6 rzodkiewek i garść koperku) a na koniec wystygnięte buraczki z botwinką i wywarem.
  4. Doprawiamy do smaku solą i pieprzem i odstawiamy na kilka godzin do lodówki. Chlodnik można jeść od razu ale nabiera jeszcze lepszego smaku schłodzony przez jakiś czas (nawet całą noc) w lodówce.
  5. Podajemy z jajkiem ugotowanym na twardo lub ziemniakami.
Smacznego!



















Friday 13 September 2013

Matylda - Ciasto Czekoladowe

Szczęśliwego Dnia Roalda Dahla!

Święto to ma miejsce 13go września gdyż jest to rocznica urodzin pisarza. A jeśli pada słowo urodziny to musi pojawić się i tort na miarę okazji. 






Myślę że idealnie będzie pasowało tu ciasto czekoladowe z książki pt. „Matylda”. Dodatkowo wpasowuje się ona w tematykę bloga, bo tytułowa bohaterka to wrażliwa, niezwykle utalentowana dziewczynka, która kocha czytać książki i już jako kilkulatka czytuje Hemingwaya, Dickensa, Kiplinga i Steinbecka.

Matylda uczęszcza do szkoły, gdzie rządy sprawuje okrutna i przerażająca dyrektorka, która terroryzuje zarówno uczniów jak i nauczycieli a w ramach rozrywki trenuje...rzucanie uczniami na odległość.
Ale to właśnie za jej sprawą pewnego dnia na apelu szkolnym pojawia się ciasto będące bohaterem dzisiejszego wpisu. Ciasto to ma być formą ukarania jednego ze szkolnych kolegów Matyldy za podkradanie jedzenia z kuchni. Chłopiec na oczach wszystkich uczniów szkoły musi zjeść całe gigantyczne ciasto specjalnie na tę okazję przygotowane. Czy mu się uda?
Tego niestety zdradzić nie mogę ale przygotowałam swoją wersję tego ciasta i wierzcie mi - nie trzeba będzie Was zmuszać żebyście je zjedli calutkie.


Ciasto Czekoladowe



Składniki:

Warstwa waniliowa i czekoladowa


220g miękkiego masła
225g brązowego cukru
175g mąki
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka
150ml jogurtu naturalnego
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
4 łyżki kakao

Warstwa karmelowa i karmelowo-czekoladowa


220g miękkiego masła
180g cukru muscovado
175g mąki
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
1 łyżka kakao

Masa czekoladowa

2 gorzkie czekolady
1 mleczna czekolada
300ml śmietanki słodkiej 30%

Dżem do przełożenia warstw ciasta (smak wedle uznania, najlepszy jest nie za słodki żeby przełamać "słodkość" ciasta)

Przygotowanie:


  1. Nagrzewamy piekarnik do 180stopni. Natłuszczamy i wykładamy papierem do pieczenia dwie okrągłe foremki do ciasta o średnicy 20cm
  2. Mieszamy mikserem wszystkie składniki na warstwę waniliową i czekoladową z wyjątkiem kakao. Połową wypełniamy jedną foremkę, Miksujemy pozostałą część z kakao i wypełniamy drugą foremkę. Pieczemy 20-25min dopóki patyczek wetknięty w ciasto nie będzie zupełnie suchy po wyjęciu.
  3. To samo robimy z warstwą karmelową i karmelowo-czekoladową zostawiając kakao na sam koniec aby dodać je tylko do połowy ciasta. Pieczemy tak samo jak dwie poprzednie.
  4. Podczas gdy warstwy ciasta stygną, rozpuszczamy czekolady w miseczce na parze. Gdy uzyskamy jednolitą masę, odstawiamy miseczkę z kuchenki, dodajemy śmietankę, dokładnie mieszamy i odstawiamy do wystygnięcia aż uzyska konsystencję umożliwiającą obłożenie nią całego ciasta.
Gdy warstwy ciasta wystygną smarujemy je dżemem i układamy w stosik (ja układam od najciemniejszej na dole). Pokrywamy całe masą czekoladową.






Ciasto można przechowywać w chłodnym miejscu w szczelnie zamkniętym pojemniku ok 3-4 dni.



Smacznego!

Tuesday 10 September 2013

Jakubek i Brzoskwinia Olbrzymka - Dżem Brzoskwiniowy

13go września każdego roku na świecie obchodzony jest Dzien Roalda Dahla. Pisarz ten, uznawany za najwybitniejszego i najpopularniejszego autora książek dla dzieci i młodzieży w Wielkiej Brytanii, nie jest aż tak rozpoznawany w Polsce. Sama dopiero po tym jak przypadkiem trafiłam na materiały o realizacji filmu Charlie i Fabryka Czekolady dowiedziałam się, że filmy takie jak Matylda, Charlie właśnie czy Fantastyczny Pan Lis są adaptacjami dzieł Dahla. Od tamtego czasu przeczytałam część jego książek i stwierdzam wszem i wobec, że są najwspanialsze. Być może kieruje moimi sądami bezgraniczna miłość do literatury dziecięcej i młodzieżowej, nie zmienia to jednak faktu, że pokochałam Roalda Dahla i chciałabym mieć swój udział w celebrowaniu jego święta. Dlatego też ten tydzień, będący jednocześnie pierwszym tygodniem działania bloga, poświęcony będzie wlasnie jemu.

Na początek: 

Jakubek i Brzoskwinia Olbrzymka (James and The Giant Peach)

Tytułowy bohater po śmierci rodziców trafia do domu dwóch paskudnych ciotek, które traktują go jak służącego. Pewnego dnia Jakubek spotyka w ogrodzie tajemniczego mężczyznę od którego dostaje magiczny upominek. Następnego dnia na od dawna martwym drzewie pojawia sie ogromna brzoskwinia. Jakubek przedostaje się do jej wnętrza, gdzie poznaje gromadę gigantycznych owadów z którymi wyrusza w podróż we wnętrzu brzoskwini.

W pierwotnej wersji owocem miała być wiśnia, Dahl zmienił jednak zdanie i wybrał brzoskwinię, gdyż jak uważał jest ona ładniejsza, większa i bardziej męsista niż wiśnia.

Cóż lepszego można stworzyć z miąższu brzoskwini jeśli nie dżem? Brzoskwinka w książce nie była jednak taka zwyczajna, więc potrzebowałam magicznego elementu. Zapraszam Was do udziału w mojej kuchennej magii.

Dżem Brzoskwiniowy z Wanilią

Składniki:



1kg dojrzałych brzoskwiń

1 szklanka cukru żelującego

pół laski wanilii

sok z połowy limonki





 



 Przygotowanie:


Brzoskwinie obierz, usuń z nich pestki i pokroj w kosteczkę. Gotuj w garnku o grubym dnie aż puszczą soki, mieszając co jakiś czas i uważając, by się nie przypaliły. Dodaj cukier, sok z limonki, ziarenka z laski wanilii i gotuj na malym ogniu często mieszając aż owoce zaczną się rozpadać a soki zredukują. Ja zostawiam dżem w takiej formie z kawałkami owoców ale można też go rozdrobnić na jednolitą masę blenderem lub zwykłym tłuczkiem do ziemniaków w trakcie gotowania. Gotowy gorący dżem przełóż do wyparzonych sloików, zakręć i odstaw do wystygnięcia.


Książka doczekała się filmowej wersji o tym samym tytule w wykonaniu mistrza Tima Burtona z wykorzystaniem techniki poklatkowej, nad którą  mogłabym piać z zachwytu godzinami :) Każdy kto czytał książkę powinien film koniecznie obejrzeć.





Sunday 8 September 2013

Dzień Dobry!

Przyszedł i na mnie czas blogowania. Bo lubię gotować i jeść. I lubię czytać. I chciałabym żeby inni gotowali, jedli i czytali ze mną. Marzył mi się blog kulinarny już od jakiegoś czasu ale czekałam chyba na właściwy moment i pomysł. I jest. Troszkę inny, mam nadzieję że ciekawy. Zapraszam!