Saturday 9 November 2013

Igrzyska Śmierci - Kozi ser

Guilty Pleasures. Wszyscy je mamy. Film, książka, piosenka. Kochamy, mimo że czujemy że nie powinniśmy. I ja też mam moje - Hunger Games. Ekscytuję się nastolatkową fikcją. Dużo śmiechu było naokoło, a ja z tą swoją miłością obnosiłam się jak szalona, tak mnie zaślepiła. Ale jest też dużo symboliki i sporo mądrości w tym wszystkim. I jest nad czym pomyśleć. Trzeba tylko poszukać drugiego dna. Dlatego będę Igrzysk Śmierci zaciekle bronić.
 Zaczęło się zupełnie niewinnie. Wyprzedaż. Cała trylogia za sześć funtów. Kompleks posiadania przywieziony z kraju, w którym na taki zestaw trzeba poświęcić conajmniej dniówkę. Tutaj - minimalna godzinowa stawka. Po trzech latach nauczyłam się przynajmniej podjąć walkę, ale często jeszcze przegrywam. No bo jak mam nie kupić. Tylko dwa malutkie funciczki za jedną. Grzech nie brać. A potem leży to wszystko wszędzie, całe życie moje z poukładanymi w stosiki książkami i filmami, ubrania wypadają z szaf, talerze, miseczki, szklaneczki w każdym kącie. Do tego kolejne ciekawe zjawisko - jak już mam, to nie muszę się spieszyć z oglądaniem/czytaniem, przecież nie ucieknie. I odleżeć swoje musi. 
Aż nadszedł ten dzień. Myślę sobie zobaczę, mówili, że przyzwoite, że prostym językiem pisane (wersja anglojęzyczna), zerknę. I zaczęło się. Wystarczyło kilka stron, a ja oszalałam. Nawet nie potrafię tego wytłumaczyć. Taka miłość do książki już dawno mi się nie przydarzyła. 
Przyklejam się do pierwszej części. Gdzie Eliza, tam też książka. Nawet jeśli akurat nie czytam, to mam ją w zasięgu ręki. Noszę ją tak ze sobą wszędzie i w każdej wolnej chwili czytam, a jak nie czytam to napawam się tym, co już przeczytane. Bez zastanowienia sięgam po drugą, bo przecież muszę wiedzieć co dalej. Połykam na wakacjach w kilka dni.
Ale co zrobić z trzecią. Nie mogę tak po prostu przeczytać. Przecież to już koniec, już nigdy nic więcej nie będzie. Jak zacznę, to już nie będzie odwrotu, a potem jest już tylko jedno zakończenie, które wszyscy znamy. Koniec serii i koniec sensu wszystkiego. I co ze sobą potem zrobić? Leży więc ten Kosogłos na nocnej szafce. Czasem już nie wytrzymuję, siadam, biorę go do ręki i tak z nim siedzę chwilę. Bo nie wiem czy to już właściwy moment, czy już mogę zacząć. Czasem go sobie otworzę i podkładam pod nos. Lubię drukarniany zapach nowych książek. Tak jak małe kurczaczkowo-mlecznie pachnące dzieci, młode książki pachną świeżą farbą i klejem. Takie jeszcze niedoświadczone, bez pozaginanych rogów i załamań na grzbiecie mają swój urok. I siedzę tak z tą książką odwlekając moment, który przecież musi kiedyś nastąpić.



Tak, właśnie tak się skończyło ;)


Czekam na film, bo mnie ciekawi. Po pierwszej części wiem, że nie oczekuję cudów. Są i będą wątki pominięte i wątki zmienione, albo te, które zupełnie inaczej wyglądały w mojej głowie, taki urok filmowych ekranizacji książek. Najbardziej jestem ciekawa jedzenia. Czy, i ile uwagi poświęci mu film.
Suzanne Collins przywiązuje w książkach wielką wagę do jedzenia, poświęca mu wiele miejsca i nadaje symboliczne znaczenie. Kontrastu między jakością życia na Kapitolu a w najbiedniejszych dystryktach nie dałoby się lepiej wyrazić. Najbiedniejsi głodują, najbogatsi wręcz zasypywani są wymyślnymi daniami w niezliczonych ilościach.



Zacznijmy od pierwszego tomu, czyli właśnie Igrzysk Śmierci. Młodsza siostra Katniss hoduje kozę, a z koziego mleka robi ser. Chciałam zachować jak najwięcej realizmu i nie pobiegłam do sklepu po gotowy kozi ser, ale nie posiadam obecnie żadnej kozy w ogródku, dlatego też kupiłam mleko, a ser zrobiłam zupełnie naturalną metodą. Pamiętajcie, że do wyrobu sera używamy tłustego mleka. Idealnie byłoby, gdyby udało się zdobyć świeże, ale ja użyłam pasteryzowanego i zadziałało. Nie wyszły mi co prawda jakieś szalone ilości tego sera, ale satysfakcja jest niesamowita i smak powalający.



'On the table, under a wooden bowl to protect it from hungry rats and cats alike, sits a perfect little goat's cheese wrapped in basil leaves. Prim's gift to me on reaping day.'



Ser Kozi


Składniki:

1litr tłustego koziego mleka
sok z 1 cytryny
sól morska
Gaza, ściereczka tetrowa lub chusta serwowarska (dosyć grube, nie chcemy, by mleko tylko przelało się przez zbyt cienki materiał). 


Przygotowanie:

  1. Mleko musimy podgrzać w garnku do temperatury 85C / 185F. Możecie zaryzykować i nie używać w tym celu termometru jeśli czujecie się pewnie. Zajmuje to ok 15min. Mleko będzie bliskie zagotowania, zaczną się pojawiać na nim maleńkie bąbelki. Jeśli chcecie w 100% pewnych rezultatów polecam jednak termometr.
  2. Gdy mleko osiągnie magiczną temperaturę, ściągamy garnek z palnika, wlewamy sok cytrynowy i mieszamy. Dajmy mu około minutę, aż zaczną pojawiać się niewielkie grudki. Nie oczekujcie, że waszym oczom ukaże się coś na kształt serka wiejskiego. Mleko zmieni swoją teksturę, ale nie będzie żadnej magii ;) Jeśli kompletnie nic się nie wydarzy, możemy użyć odrobinę więcej soku z cytryny, ale tylko kilka kropli.
  3. Durszlak wykładamy gazą, lub ściereczką z tetry, ważne jest, by warstwa była dosyć gruba, bo mleko jest bardzo wodniste. Wylewamy mleko na materiał, zbieramy boki i związujemy w tobołek, który przywiązujemy do drewnianej łyżki i wieszamy w poprzek nad głębokim garnkiem lub miską. Zostawiamy do odsączenia na ok. 1,5 godziny.
  4. Gotowy ser ma konsystencję podobną do sera ricotta. Doprawiamy go solą. Możemy dodawać do niego zioła świeże i suszone, suszone owoce - żurawinę, morele, czy posiekane orzechy.



'Look what I shot. Gale holds up a loaf of bread with an arrow stuck in it, and I laugh. It's real bakery bread, not the flat, dense one we make from our grain rations. I take it in my hands, pull out the arrow, and hold the puncture in the crust to my nose, inhaling the fragrance that makes my mouth flood with saliva'

Przepis na chlebek jest Tutaj.




'Gale spreads the bread slices with the soft goat's cheese, carefully placing a basil leaf on each while I strip the bushes of their berries (...) The food's wonderful, with the cheese seeping into the warm bread and the berries bursting in our mouths.'



A gdybyście mieli ochotę pobawić się w bazyliowe paczuszki:


Im większe liście bazylii, tym łatwiej je zawinąć. Mi udało się zdobyć takie giganty ok 6cm długości. Ładnie wyglądają, ale jeśli chodzi o walory smakowe, to stanowczo wybieram domową bazylię na chlebku posmarowanym kozim serem.




Smacznego!



3 comments:

  1. Też mi się książka bardzo spodobala, a i film jest niezly ;))

    ReplyDelete
    Replies
    1. To zapraszam w najbliższym czasie na więcej przepisów :)

      Delete
  2. Jakbym o sobie czytała :) Też byłam zauroczona... Przestałam się nawet na mojego kindla gniewać - wszędzie go ze sobą zabierałam. A przepisy super, aż się głodna zrobiłam znowu :)

    ReplyDelete